Chrześcijański ekskluzywizm

Czy istnieje jakiś wspólny mianownik pomiędzy prześladowaniami chrześcijan w starożytności, a współcześnie? Na pewno jednym z nich jest to, co stanowi fundamentalną cechę chrześcijaństwa: ekskluzywizm.

Dziś jest to również powód do wstydu. Niektórzy twierdzą nawet, że takie podejście jest kulturowym zacofaniem.

Co mam na myśli pisząc ekskluzywizm? Jest to przekonanie, że jest tylko jeden prawdziwy Bóg, a droga do zbawienie wiedzie jedynie przez poddanie się Chrystusowi. Przeciwieństwem tego poglądu jest chrześcijański pluralizm, który zakłada, że każda religia jest jedną z dróg prowadzących ostatecznie do zbawienia. Inaczej mówiąc: wszystkie drogi (religie) prowadzą do Boga. Wśród katolików pogląd ten reprezentował m. in. szwajcarski teolog Hans Küng (w kilku wypowiedziach sugerował to również  papież Franciszek), a wśród protestantów np. brytyjski prezbiterianin John H. Hick. Jednak dziś jest on coraz popularniejszy. Szczególnie pod wpływem współczesnych tendencji wrogich wszelkiemu wykluczeniu i propagujących tworzenie szerokich platform porozumienia, także w sferze religijnej. 

To, że starożytni chrześcijanie cierpieli i umierali od czasów Nerona, aż po rządy Konstantyna Wielkiego zasadniczo nie wynikało z faktu, że czcili Chrystusa ani też  z tego powodu, że wierzyli w trójjedynego Boga, ani też dlatego, że nie chcieli składać ofiar. Oczywiście każdy z tych powodów miał swoje znaczenie, ale tak naprawdę cały problem wynikał z jednej rzeczy: uczniowie Chrystusa w żaden sposób nie chcieli uznać, że jest ktoś jeszcze poza Chrystusem (oraz Ojcem i Duchem Świętym) komu zawdzięczają zbawienie, a komu należy się oddawanie chwały. I w związku z tym, że w świecie zatłoczonym bóstwami pochodzącymi z różnych kontynentów to właśnie oni upodobali sobie czczenie tylko jednego, jedynego Boga za co uznani zostali – a co zakrawa na paradoks – za ateistów. Zatem w obrębie cesarstwa rzymskiego (obejmującego zdecydowaną większość ówczesnych wyznawców Chrystusa) problemem nie było w kogo chrześcijanie wierzyli, ale to, że odrzucali wszelkie pozostałe formy religii. Co więcej, wciąż mieli czelność narzucania swojego poglądu innym, wskazując im, że ich wiara jest fałszywa. Robili to jednak nie tyle z chęci udowodnienia swojej wyższości, ale z chęci ratowania tych, którzy poza Chrystusem nie mieli innej drogi zbawienia. W ten sposób uczniowie Chrystusa byli zagrożeniem dla istniejącego porządku publicznego, ponieważ stanowili wartość nie przystającą do świata politeistycznego. Ponadto stale podważali prawdziwość tego, na czym był on zbudowany. I w ten sposób stanowili dlań poważny problem – bo sensem istnienia starożytnego Kościoła było uczynienie świata miejscem panowania Królestwa Bożego, a nie jakiegokolwiek innego.

Dziś jest podobnie

Choć zmieniły się wszelkiego rodzaju uwarunkowania: polityczne, społeczne, kulturowe – to pozostała wspomniana wyżej taka sama wartość, czyli Kościół trzymający się wyznania wiary, że (…) gdyż prawda jest w Jezusie (Ef 4,21).  Zatem taki Kościół  (oraz jego wierni) stanowi zagrożenie zarówno dla ateistycznego porządku Korei Północnej, jak i dla islamistycznych despotii Bliskiego Wschodu, czy hinduistycznych, bądź buddyjskich ekstremistów Indii i Dalekiego Wschodu. Dzieje się tak, ponieważ sensem istnienia Kościoła we wspomnianych regionach świata jest niesienie Ewangelii o tym iż Ojciec posłał Syna jako Zbawiciela świata (1 J 4,14). Takiego wybawienia nie może zapewnić ani żaden przedstawiciel rodu Kimów, ani Allach Koranu, ani żadne z niezliczonych bóstw hinduizmu, a nawet Budda. Chrześcijaństwo jest istotną konkurencją dla każdego z tych porządków i nie pozwala im cieszyć się niekwestionowanym rządem dusz. A jeśli nawet w niektórych miejscach nie dzieje się to za sprawą aktywności misyjnej to sam fakt trwania wiernych przy Chrystusie oraz niechęć do porzucenia Go na rzecz konkretnej ideologii, czy religii wzbudza niepohamowaną agresję. Najświeższym tego przykładem jest zamach, który miał miejsce w niedzielę 9 kwietnia tego roku na dwa koptyjskie kościoły w Tanta i Aleksandrii w Egipcie. Zginęło tam 30 osób, a kilkaset zostało rannych.

Jakiegoż trzeba bohaterstwa i miłości do Chrystusa, by trwać przy Nim w sytuacji, kiedy jest się otoczonym przez licznych wrogów? Kiedy wyznawanie wiary wymaga pokonywania licznych aktów niechęci doświadczanej na każdym kroku, a zwyczajne pójście do kościoła może się wiązać ze śmiertelnym zagrożeniem? A przecież dużo łatwiej byłoby dokonać innego wyboru.

Świat chrześcijański nigdy nie był jednowymiarowy i nie składał się jedynie z bohaterów. Kiedy starożytni cesarze wszczynali prześladowania młodego Kościoła – odstępcy tworzyli całkiem pokaźną liczbę. Kiedy muzułmanie pięćset lat później podbili chrześcijańską od wieków: Syrię, Egipt, Cyrenę, czy Małą Azję – kościoły z czasem zaczęły się wyludniać i to  nawet nie z powodu krwawych prześladowań, a ze względu na zachęty natury finansowej, czy dotyczącej kariery zawodowej. Ci, którzy przeszli na islam płacili znacznie niższe podatki i mogli liczyć na lukratywne posady oraz kontrakty. To również ci, którzy wybrali drogę pluralizmu religijnego. Jednak wiernych Chrystusowi nie brakowało, czego dowodem są istniejące do dziś – po trzynastu wiekach (!) panowania islamu – Kościoły: koptyjski, jakobicki, chaldejski i maronicki. Trwające wiernie przy Chrystusie, jako jedynej Drodze do Boga (choć na niektóre ich praktyki religijne i wierzenia patrzylibyśmy krzywo) pomimo, że to często skazuje na bycie obywatelem drugiej kategorii.

Nie bez powodu odwołałem się do tego obrazowego porównania. Dylemat istniejący pomiędzy postawą ekskluzywizmu, a pluralizmu chrześcijańskiego dobrze ilustruje właśnie ta krótka wypowiedź Jezusa zapisana w Ewangelii Jana 14,6: (…) Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie.. Pluraliści wprawdzie bez oporów zacytują pierwszą jej część, ale zaraz potem postawią kropkę, jako, że dróg może być wiele. Dla ekskluzywistów pierwsza część, owszem jest ważna, jednak akcent położą na części drugiej, bo ta mówi o wyłączności, a w związku z tym o absolutnej wyjątkowości Chrystusa.

Współczesny Kościół ma sens swego istnienia jedynie wówczas, kiedy głosi Chrystusa ukrzyżowanego , (…) dla Żydów wprawdzie zgorszenie, a dla pogan głupstwo. Natomiast dla powołanych - i Żydów, i Greków, zwiastujemy Chrystusa, który jest mocą Bożą i mądrością Bożą.

(1 Kor 1,23-24). Właśnie dlatego Kościół został powołany. Nie po to, aby budować mosty pomiędzy religiami i kulturami, ale po to, aby nieść nadzieję zbawienia, którego można dostąpić jedynie w Chrystusie. Alternatywą dla budowania owych mostów nie jest wcale budowanie zasieków lub murów, a jedynie wznoszenie ołtarza poświęconego Synowi Bożemu. Nie tak, jak robili to Grecy, co wspomina apostoł Paweł: (…) znalazłem też ołtarz, na którym napisano: Nieznanemu Bogu. (Dz 17,23), aby ująć wszystko i nie urazić nikogo. Ale po to, aby ująć tego, który jest Jedyny i uratować każdego.

Na świecie jest bardzo wiele religii o mocno zróżnicowanych  pomysłach na postrzeganie Boga oraz sposobu dostąpienia zbawienia. W tak dużej różnorodności nie ma potrzeby, aby jeszcze chrześcijaństwo miało swój pluralistyczny wkład. W takiej sytuacji nie byłoby też żadnego sensu, aby cierpieć za coś, co jest jedynie jakimś nic nie znaczącym dodatkiem do całego obrazu. W dodatku z rąk tych, którzy równoprawnie ten obraz tworzą. Kiedy, więc mamy pokusę, aby – nowocześnie – zrobić krok w stronę owego pluralizmu zgadzając się, że zbawienie jest nie tylko w Chrystusie pomyślmy o tych bohaterach wiary, którzy nie ugięli się przed pokusą ujścia prześladowaniu i pójścia drogą kompromisu, lecz stanęli wiernie przy Chrystusie, pomni na słowa apostoła Pawła skierowane do młodego Tymoteusza: Nakazuję ci przed obliczem Boga, który wszystko ożywia, przed obliczem Chrystusa Jezusa, który przed Poncjuszem Piłatem złożył dobre wyznanie. Abyś zachował przykazanie bez skazy i bez nagany aż do przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa. Które we właściwym czasie objawi błogosławiony i jedyny władca, Król królów, Pan panów. Jedyny, który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może; jemu niech będzię cześć i moc wieczna. Amen.  (1 Tm 6,13-16).

Autor: Dr Włodzimierz Tasak, Open Doors Polska